Zamykam oczy. Krew płynie po moich udach, przedramionach,
chcę pokryć całą skórę ranami, zanim umrę.
Iluzje. Zdaje mi się, że słyszę ciche pukanie do drzwi.
Naciśnięcie klamki. Szybkie kroki na schodach.
Wyobrażam to sobie, bo chcę, by to była prawda. Chcę,
żebyś mnie znalazł, już, teraz, teraz jeszcze możesz mnie uratować, w każdy
możliwy sposób.
Ale przecież nie przyjdziesz. Nie uratujesz swojej dawnej
Ingrid, bo ona nie żyje.
- Kocham każdą Ingrid - zdaje mi się, że szepczesz za
drzwiami. Zdaje mi się. To tylko iluzja.
- Ingrid?
Coraz wyraźniejsze iluzje, coraz głośniejszy głos w mojej
głowie.
Zdaje mi się, że otwierasz drzwi łazienki i stoisz przez
chwilę w progu, patrząc na mnie z przerażeniem, analizując każdą moją ranę.
Zdaje mi się, że podchodzisz do mnie i delikatnie całujesz łzy na moich
policzkach. Zdaje mi się, że stanowczo wyjmujesz mi żyletkę z ręki i bierzesz
mnie na ręce. Wtulam się w wymyślonego ciebie i daję się zanieść do tego
pokoju, którego ściany pokryłam naszymi wspólnymi zdjęciami. Kładziesz mnie na
łóżku i próbujesz wytrzeć krew z moich rąk, próbujesz jakoś mi pomóc, tak mi
się wydaje.
- Ingrid... - szepczesz. Całujesz delikatnie moje usta,
rany przestają krwawić.
A iluzja jest rzeczywistością.
Otwieram oczy. W pokoju jest dziwnie jasno, jest już
dzień, musiałam zasnąć.
A może to już niebo.
- Ingrid... - słyszę twój szept, czuję dotyk twoich
palców na moim policzku. To sen, sen albo życie po śmierci, przecież to nie
może być realne. W życiu nie ma szczęśliwych zakończeń.
- Umarłam - odzywam się po chwili. - Jednak umarłam.
- Nie umarłaś, Ingrid. Żyjesz. I masz żyć wiecznie,
słyszysz mnie?
Powoli kiwam głową, jak w letargu, próbując wierzyć w
twoje słowa. Próbując wierzyć, że to rzeczywistość, że jesteś obok mnie, w moim
domu, głaszczesz mnie po policzku i patrzysz na mnie najpiękniejszymi na
świecie oczami. I to jest najpiękniejsze, że to jest prawda, że to się dzieje,
tu i teraz, w rzeczywistości, nie śnie.
- Żyję - powtarzam cicho. - Żyję.
- I masz żyć wiecznie - dodajesz, uśmiechając się blado.
- Nieźle mnie wystraszyłaś, Ingrid. Przez moment myślałem, że za późno
zdecydowałem się przyjść. Że już cię nie odzyskam. Bałem się o ciebie. -
Urywasz, spoglądasz na świeże rany na moich przedramionach. - Nadal się o
ciebie boję. Boję się, że znowu wymkniesz mi się z rąk. Że uciekniesz, że
zrobisz sobie krzywdę.
- Nie zrobię - szepczę. Podnoszę głowę i delikatnie
całuję twoje wargi. - Tom, kochasz mnie? - pytam. Milczysz przez chwilę, nie
patrzysz mi w oczy. Analizujesz blizny, nowe cięcia, obserwujesz moje ciało.
- Schudłaś - mówisz nagle. - Wyglądasz strasznie, Ingrid.
Strasznie smutna, strasznie zniszczona. Kocham cię. Kocham cię i chcę cię
naprawić.
Bezmyślnie przeczesujesz palcami długie włosy,
uśmiechając się lekko, jakby nieświadomie.
To piękne. Ta chwila. Leżysz obok mnie, na moim łóżku, w
moim domu, który już nie wydaje mi się taki przerażająco pusty i cichy. A ja
chcę żyć. Kochasz mnie i chcę dla ciebie żyć.
- Będzie dobrze,
Tom - odzywam się po kolejnej chwili ciszy. - Nie musisz mnie pilnować. Nie
musisz tu być cały czas. Wystarczy, że będziesz w ogóle. Że będziesz moim
przyjacielem.
- Chcę być kimś więcej, Ingrid - odpowiadasz. - Mogę być
twoim przyjacielem, ale musisz wiedzieć, że chcę więcej. Kocham cię. Nie jak
siostrę, Ingrid, jak kobietę, najpiękniejszą kobietę, jaką kiedykolwiek
widziałem. Kocham cię.
Patrzysz na mnie ze spokojnym oczekiwaniem. Uśmiechasz
się delikatnie. Dotykam palcami twoich wargi.
- Też cię kocham - szepczę. Zamykam oczy, czuję się
zmęczona tym wszystkim, co się wydarzyło, zanim do mnie wróciłeś. Głaszczesz
mnie delikatnie po włosach.
Jest dobrze, jest idealnie.
Kiedy się budzę, ty nadal jesteś obok mnie.
- Przyniosłem pizzę, ale już wystygła - mówisz,
uśmiechając się przepraszająco. - Za długo spałaś, Ingrid.
- Jak długo?
- Pięć godzin. Już ósma. Chciałem cię obudzić, żebyś coś
zjadła, ale nie miałem serca, tak słodko wyglądałaś, taka spokojna. Odgrzeję ci
tę pizzę, dobrze? Mam nadzieję, że nadal lubisz margheritę.
Powoli, nie do końca świadomie kiwam głową. Mówisz
szybko, radosnym tonem. Siadam na łóżku, spoglądam na moje nogi, przeraźliwie
chude, z czego dopiero teraz zdaję sobie sprawę. Na kilka z najgłębszych ran
nakleiłeś jakieś dziecinne plasterki, które pewnie znalazłeś w apteczce. Próbowałeś
pomóc, zrobić coś, by było lepiej. Widzę w wyobraźni, jak delikatnie naklejasz
te plastry, obserwując moją twarz, czy przypadkiem mnie nie obudzisz. Jak
wymykasz się z pokoju po jedzenie i po chwili wracasz, sprawdzając, czy
wszystko w porządku, czy dalej spokojnie śpię. Jak delikatnie całujesz moje
włosy i patrzysz na mnie swoimi pięknymi, norweskimi oczami.
- Kocham cię - szepczę. Odwracasz się w moją stronę, z
szerokim uśmiechem na twarzy, siadasz przede mną na łóżku i ujmujesz moją twarz
w dłonie.
- Ja też cię kocham, Ingrid - odpowiadasz pogodnie.
Całujesz mnie delikatnie. Wtulam się w twoje silne ramiona, nie chcę nigdy ich
opuszczać. Tu, z tobą, jest spokojnie, jest bezpiecznie, jest d o b r z e.
- Wrócę za piętnaście minut - obiecujesz, odpychając mnie
lekko od siebie. Splatam ręce na piersiach, udając małe, obrażone dziecko.
Całujesz mnie w policzek, śmiejąc się.
- Wróć za dziesięć - wołam jeszcze za tobą, gdy znikasz
za drzwiami.
Jest wspaniale, jest idealnie.
- Wszystko się jakoś ułoży, prawda? - pytasz nagle.
Podnoszę wzrok, trzymając w dłoni kawałek pizzy. Przyglądasz mi się z uwagą. -
Skończysz z tym?
Wskazujesz na moje przedramiona. Zamykam na moment oczy.
Wiem, jak ciężko od tego uciec, od ranienia się, jak bardzo to uzależnia. Ale
teraz mam ciebie, mam powód, by przestać.
- Skończę - obiecuję. - Dla ciebie skończę. Będzie
dobrze, Tom. Zasługujemy na to.
Nawet w to wierzę. Wierzę, że nam się uda. Bo przecież
komu, jeśli nie nam, jeśli nie Ingrid Aas i Tomowi Hilde?
- Przepraszam za to, że cię zraniłem - mówisz cicho,
gładząc mnie po policzku. Kiwam powoli głową.
- Przepraszam za Terje - odpowiadam. - A Truls... to
naprawdę mój przyjaciel. Jest dla mnie jak brat, wiesz? Tak jak ty kiedyś.
- Może być twoim bratem - mówisz po chwili milczenia. -
Wyjdź za mnie, Ingrid. Kiedyś. To nie są oświadczyny, bo zasługujesz na
romantyzm, bukiet róż i piękny pierścionek. Tylko mówię, wyjdź za mnie kiedyś.
Truls będzie twoim bratem.
- A Terje? - pytam, choć może nie powinnam ci o nim
przypominać. Ale to nadal twój brat, nadal nosicie takie samo nazwisko, obaj
jesteście skoczkami narciarskimi i w Baerum mieszkacie pod tym samym adresem.
- Możemy udawać, że nie istnieje - proponujesz, śmiejąc
się cicho. - Możemy się z tym zmierzyć. Możemy próbować po prostu zapomnieć.
Ale wiem, że damy sobie jakoś radę, Ingrid.
Kiwam głową, uśmiechając się. Jesteś cudowny, Tom. Taki
zwyczajnie, po ludzku d o b r y. Mam
wrażenie, że na ciebie nie zasługuję. Ale potem ty całujesz mnie lekko w czubek
nosa, patrząc na mnie z miłością, patrząc na mnie, jakbym była ucieleśnieniem
wszystkich twoich marzeń. I wiem, że jest dokładnie tak, jak powinno być.
- I zbudujemy własny dom - mówię nagle. Otwieram usta, by
wytłumaczyć ci, dlaczego tego chcę, ale ty już rozumiesz, kiwasz głową,
głaszcząc mnie delikatnie po włosach.
Twój dom kojarzy mi się z krzywdą, którą wyrządził mi
Terje. Mój własny z pustką, samotnością, ciszą i wreszcie tą samobójczą próbą z
ostatniej nocy.
Kojarzy mi się też z tobą, ale to słodko-gorzkie
wspomnienia.
- W Lillehammer? - pytasz cicho, po chwili. Wiem, że
chcesz tam wrócić, widzę w twoich oczach, że pokochałeś swoje nowe miejsce na
ziemi.
- W Lillehammer - zgadzam się.
Pojechałabym wszędzie, byle tylko spędzić z tobą resztę
życia.
Choćby to życie miało trwać dzień.
Leżysz obok mnie, milczymy, patrząc w sufit. Tak jest
dobrze, tak jest idealnie. Cisza nie przeszkadza, nie rani, uspokaja. Splecione
dłonie, ciepło twojego ciała tuż obok mnie. Szmer twojego oddechu.
Jest idealnie.
Przerywa nam dzwonek mojego telefonu. Jakaś piosenka
wgrana na urządzenie przez producentów. Wzdycham, podnosząc się z łóżka.
Podajesz mi aparat, uśmiechając się lekko.
- Napisane Truls - informujesz. Odbieram natychmiast,
patrząc na ciebie i śmiejąc się cicho.
- Ingrid, nie masz pomysłu, gdzie może być Tom? - pyta
twój brat, wyraźnie przerażony. Uśmiecham się złośliwie.
- Jest u mnie, uprawiamy dziki i namiętny seks na stole kuchennym
- odpowiadam. Zatykasz usta dłonią, by Truls nie słyszał twojego śmiechu.
- Ingrid, kurwa, on już dawno powinien być w Lillehammer,
a od rana go nie ma - krzyczy.
- Żartowałam - mówię. - Nie uprawiamy seksu. Leżymy
sobie. Jedliśmy pizzę. Uratował mi życie, powstrzymał mnie przed popełnieniem
samobójstwa. Norma, nie przejmuj się, Truls.
- Ingrid...
- Truls, uspokój się. - Wyciągam rękę z telefonem w twoją
stronę, bierzesz komórkę i przykładasz do ucha.
- Braciszku, pogadamy później - rzucasz i kończysz
połączenie. Uśmiechasz się do mnie szeroko. - Wróciłaś - mówisz. Mrugam oczami,
unosząc lekko brwi. - Wróciłaś, jesteś sobą. Dawną Ingrid, moją Ingrid. Jesteś
szczęśliwa - zauważasz. Kiwam głową i wtulam się w twoje silne, bezpieczne
ramiona.
- Mam ciebie, jestem najszczęśliwszą osobą na ziemi -
odpowiadam cicho. Twoje perfumy pachną cudownie, kręci mi się w głowie, jest
ciepło, cicho, bezpiecznie, i d e a l n
i e.
Całujesz mnie w czubek głowy.
- Kocham cię, Ingrid - szepczesz. - Zbuduję dla ciebie dom
w Lillehammer. Ożenię się z tobą. Będę cię chronił przed światem. Obiecuję.
Uśmiecham się, zamykając oczy, opierając czoło o twój
wystający obojczyk. Jest dobrze.
Po raz pierwszy od lat jestem szczęśliwa. Mam wszystko,
czego potrzebowałam, czego chciałam.
Mam ciebie, Tomie Hilde. Mężczyznę, który mnie uratował.
Który mnie kocha. Którego kocham ja.
I jest idealnie, Tom, jest i d e a l n i e.
~*~
Idealnie to się potrafi ludziom życie spieprzyć, ale spoko.
Pozytywnie, radośnie, Kamil mistrzem świata i w ogóle Hilde miał fajny kolor czapki, a ja nie lubię niebieskiego, więc gratki dla Hildełki.
Także tego. Epilog za dwa tygodnie, mam nadzieję, że ktoś jeszcze tu po niego zajrzy:)
EDIT: MEDAL MEDAL MAMY BRĄZ♥