poniedziałek, 18 lutego 2013

Rozdział II


Nie chcę wracać do pustego, cichego, zbyt dużego domu. Bezcelowo włóczę się po ulicach Baerum, przed oczami mam twoją zawiedzioną twarz, a w uszach brzmią mi ostre słowa Terje. Podejrzanie zbliżam się do twojego domu, ale wypieram tę myśl z głowy, przecież wcale cię nie szukam, nie potrzebuję twojego towarzystwa.
Potrzebuję  c i e b i e.
W nocy nie byłam w stanie zasnąć. Cały czas widziałam twoje smutne oczy, żal, rozczarowanie, wściekłość skierowaną przeciw mnie. Światło ulicznej latarni przesiąkało przez firanki, rzucając drżące cienie na ścianę. Wpatrywałam się w nie pustym wzrokiem, nie mogąc zasnąć, nawet na minutę.
Coraz bardziej brakuje mi ciebie, Tom.
Powoli i sukcesywnie umieram, kiedy ciebie nie ma w pobliżu. Ta wczorajsza rozmowa uświadomiła mi to, co w jakiś sposób bałam się zaakceptować. Kocham cię, wbrew sobie pokochałam cię przez te lata, kiedy cię tu nie było, odkąd wyjechałeś, z każdym dniem tęskniłam za tobą coraz mocniej. Z każdym dniem coraz mocniej cię kochałam, Tom, aż do dziś, dziś kocham cię najmocniej w moim życiu.
Najmocniej, bo wiem, że już nie wrócisz, nie odzyskam twojego zaufania, nie odzyskam ciebie. A wiem też, że bez ciebie nie przeżyję.
Wyjedziesz jutro z Baerum, wrócisz do swojego Lillehammer, które teraz jest twoim domem. I nigdy więcej cię nie zobaczę. Nigdy więcej nie spojrzę w wesołe, szaroniebieskie oczy swojego najlepszego przyjaciela. I wiem, że będę tęsknić, już za tobą tęsknię, Tom, a przecież jesteś jeszcze niemalże na wyciągnięcie ręki. A mimo wszystko tak daleko, dalej niż kiedykolwiek.
Nagle zdaję sobie sprawę, że trzymam dłoń na ustach, że często to robię. Zatykam usta, wbijam paznokcie w policzki, byle powstrzymać wyrywający się z piersi krzyk, jęk bólu, błaganie, byś wrócił, byś został na zawsze. Powstrzymuję się przed okazywaniem emocji, zatrzymuję w sobie ból, wyładowując go w ciszy pustego domu, raniąc się, kalecząc, wpatrując się w krew na swojej skórze.
Wiesz, że to uspokaja? Wycisza? Każda rana, każda sekunda bólu, czerwone ślady krwi na twojej skórze. To w jakiś pokręcony, popieprzony sposób naprawdę pomaga. Przez chwilę.
Potem jest tylko gorzej, potem nagle orientujesz się, że siedzisz w wannie pełnej zimnej wody, siedzisz tak od kilku godzin, twoje uda, brzuch, ręce, są całe zakrwawione, pokryte nowymi ranami, orientujesz się, że jesteś gotowy się zabić, że już nic cię tu nie trzyma, bo jesteś tak bardzo zniszczony.
Słyszę za plecami szybkie kroki, czyjś spłycony oddech. Zatrzymuję się, chcę wierzyć, że to ty, że mnie szukałeś, że mi wybaczysz, że poprosisz o wybaczenie.
- Ingrid...
Zamykam oczy i przygryzam dolną wargę. To nie ty. Zawód i ból palą mnie od wewnątrz, ale przecież nic nie mogę z tym zrobić, nie na środku ulicy.
- Truls - odpowiadam cicho. Twój brat delikatnie kładzie mi rękę na ramieniu. Nie poruszam się, stoję z zamkniętymi oczami, z zagryzionymi wargami, czekam, aż to wszystko się skończy, czekam już chyba tylko na cud.
- Ingrid, on też cierpi - mówi twój brat. Odsuwam się od niego o krok, patrząc mu wyzywająco w szare, skandynawskie oczy. - On też za tobą tęskni.
- Zmieniłam się, Truls - szepczę. - Tom to wie, widzi to. I... on mógłby być przyjacielem dawnej Ingrid, nie obecnej. A dawna Ingrid już nie żyje.
Twój brat patrzy na mnie z troską, ale staram się to ignorować. Nie chcę, by się o mnie martwił. Nie chcę, by ktokolwiek przeze mnie cierpiał, nie zasługuję na to, nie jestem wystarczającym powodem.
Ja też chciałabym wrócić do przeszłości, Tom. Ale to niemożliwe. Żałuję, tak bardzo żałuję, że to niemożliwe.
- Dawna Ingrid jest gdzieś w tobie - odzywa się po chwili milczenia Truls. - Ona nie umarła, zagłuszył ją twój ból, ale ta dawna Ingrid, którą pokochał Tom, dalej gdzieś tam jest.
Ingrid, którą pokochał Tom.
Ingrid Aas, którą pokochał Tom Hilde.
Ja, którą pokochałeś ty.
- Tom mnie nigdy nie kochał - szepczę, ale to bez sensu, bo to do mnie wreszcie dociera, cała prawda, wszystko nareszcie ma sens.
Kochałeś mnie, dlatego się mną opiekowałeś, dlatego byłeś tak wściekły, kiedy zaczęłam spotykać się z Terje, dlatego wczoraj wściekłeś się na wspomnienie Trulsa, kiedy przez moment widziałeś we mnie swoją dawną Ingrid.
Kochałeś mnie, kiedy jeszcze byłam sobą.
- Wiesz, że to nieprawda.
Truls uśmiecha się lekko, jakby próbował dodać mi otuchy. Nabieram głęboko do płuc mroźnego, norweskiego powietrza, zbawczy tlen wypełnia każdą komórkę mojego ciała, ale nie przynosi ulgi. Oddychanie nie jest moim priorytetem, już nie.
- On mnie nie kocha, nie kocha tego, czym się stałam - mówię zimno, zdejmując z siebie kurtkę. Wyciągam ręce w stronę Trulsa, przedramiona pokryte wąskimi, równoległymi cięciami. - Nie kocha tego. Nikt tego nigdy nie pokocha, Truls. Nikt. Nigdy.
- Mylisz się - szepcze najmłodszy Hilde. Odsuwam się od niego na krok, przerażona nagłą myślą w mojej głowie, bo może on mnie pokochał, a mnie przecież nie powinno się kochać.
- Truls...
- Jesteś dla mnie jak siostra, Ingrid - mówi. - Chcę, żebyś była szczęśliwa. I chcę, żeby Tom był szczęśliwy. A wasze szczęście jest teraz tylko w waszych rękach. Nikt za was nie zrobi pierwszego kroku, nikt wam nie poda niczego na tacy, Ingrid. Musicie o wszystko zawalczyć sami.
Zagryzam wargi. Boję się walczyć, boję się przegranej, upadku, bólu i rozczarowania. Boję się wszystkiego, nawet strachu.
Zamknięcie się w domu jest łatwiejsze. Nie jest dobrym wyjściem, nie jest właściwą rzeczą, ale jest łatwiejsze i boli tylko fizycznie. Do tęsknoty jestem przyzwyczajona, kolejne odrzucenie zraniłoby mnie zbyt mocno.
Chociaż może nie zraniłoby mnie w ogóle, może jestem już odporna na ból, może po prostu było już tego wszystkiego za dużo.
- Muszę... muszę pomyśleć, Truls - mówię w końcu, niepewnie, zerkając na twojego brata. Kiwa głową ze zrozumieniem.
- On jutro wyjeżdża, Ingrid - przypomina mi. - Masz mało czasu.
Przecież o tym doskonale wiem.
Tik tok, czas ucieka, ty wymykasz mi się z rąk, a ja tak strasznie się boję.

Stoję pod twoim domem, z kapturem naciągniętym na głowę. W dłoni ściskam telefon komórkowy, jak tchórz, boję się wejść i stanąć z tobą oko w oko. Nie zmieniłeś numeru przez te wszystkie lata, Tom, jakbyś czekał na wiadomość ode mnie. A może po prostu wiedziałeś, że i tak się nie odezwę.
Powoli naciskam klawisze, odwlekając moment wykonania połączenia. Każda komórka mojego ciała drży ze strachu, mięśnie napinają się, przygotowując organizm do ucieczki. Dzwonię, wpatrując się w okno twojego pokoju.
Długie dźwięki oczekiwania, sygnał po sygnale. Drżą mi dłonie.
- Tom Hilde - rzucasz do słuchawki. Musiałeś usunąć mój numer, nie wiesz, kto dzwoni. Jeszcze nie wiesz.
- Tom... - szepczę, nie wiedząc, co powiedzieć, jak zacząć.
Milczysz przez chwilę.
- Ingrid. - Twój głos jest chłodny i spokojny. - Coś się stało?
- Wróć do mnie, Tom - proszę. - Bądź moim przyjacielem. Pomóż mi. Potrzebuję cię, potrzebuję twojej pomocy.
- Nie umiem ci pomóc, Ingrid - mówisz cicho. - Nie znam cię. Już nie.
Kończysz połączenie.
To koniec, Tom, t o  k o n i e c.

Huśtawki skrzypią cicho, jak za czasów dzieciństwa. Odpycham się nogami od ziemi, wiatr rozwiewa mi włosy, tak jak wtedy, kiedy byliśmy jeszcze przyjaciółmi. Robi się coraz zimniej, zapada zmrok. Chcę zaczekać tu do północy, wyjeżdżasz jutro rano, a ja liczę na to, że przed opuszczeniem Baerum zechcesz jeszcze odwiedzić to miejsce, gdzie pozostawiliśmy tyle wspomnień, cząstki samych siebie.
Cisza dzwoni mi w uszach, jednostajne skrzypienie huśtawki potęguje odczucie tej ciszy. Oczekuję dźwięku twoich kroków, ale nikt nie nadchodzi, nikogo tu nie ma, tylko ja i wspomnienia z dzieciństwa.
Jest pusto, pusto, ciemno i cicho. Wiatr szeleści w koronach pobliskich drzew. A mi brakuje tu ciebie. Widzę mglisty obraz twojej dziecięcej sylwetki na huśtawce obok, ale to tylko wspomnienia, ta cząstka ciebie, którą pozostawiłeś tu przez lata. Tęsknisz za dawną Ingrid, ale ty też nie jesteś dawnym Tomem. Oboje się zmieniliśmy. Dorośliśmy, posmakowaliśmy bólu, tęsknoty, fizycznych ran. Takie rzeczy zmieniają ludzi. Tego nie da się cofnąć, nie da się odkręcić wszystkiego, przez co przeszliśmy. Trzeba po prostu nauczyć się z tym żyć.
Żyć, a może umrzeć. Umrzeć jest łatwo, o wiele łatwiej, jeśli wiesz, że nikogo tym nie zranisz. Jeśli nie masz już po co żyć. Jeśli życie boli tak mocno, że nie potrafisz już funkcjonować.
Czasami śmierć to jedyne wyjście, Tom.
Czasami inaczej po prostu się nie da.
Wybija północ, wyczekiwana północ. Dzień twojego wyjazdu. Powoli wracam do domu, spokojnym krokiem, z lekkim uśmiechem na twarzy. Jest cicho, wiatr ustał, miasto wygląda na wymarłe. Jest piękne nocą, Baerum jest takie piękne, dlaczego wybrałeś Lillehammer?
Uciekłeś ode mnie. Od uczuć. Od bólu. Rozumiem tę ucieczkę, próby uchronienia się przed ciosami. Ja też uciekam.
Ale moja ucieczka będzie permanentna.

Otwieram drzwi starym kluczem, wchodzę do wielkiego, pustego, przeraźliwie cichego domu. Nie zamykam drzwi na klucz, nie obchodzi mnie, co się stanie.
A może podświadomie liczę, że zechcesz przyjść.
Kieruję swoje kroki na piętro, do pokoju, w którym spędzaliśmy długie godziny na rozmowach o niczym. Jasne ściany, na nich zdjęcia z dzieciństwa, na zdjęciach twoja roześmiana twarz. Nie ma tu Terje, nie ma Trulsa. To pokój pamięci, pokój wspomnień. To pokój, który przypomina mi o tobie, Tom, o dawnych latach, o naszej przyjaźni. O wszystkim, za czym tak bardzo oboje tęsknimy.
Na półce leży żyletka, biorę ją delikatnie do ręki, jakbym się bała, że się skaleczę. Jakbym jeszcze bała się bólu, krwi, ran.
W łazience napełniam wannę wodą. Poruszam się powoli, jakby w zwolnionym tempie, celebrując każdy krok, każdy ruch poprzedzający mój koniec. Szum cieczy zagłusza kiełkujące we mnie wyrzuty sumienia. Zastanawiam się, co zrobi Truls, gdy ktoś wreszcie mnie znajdzie. Co zrobisz ty. Czy Terje będzie żałował tego, co mi kiedyś zrobił.
Nie dowiem się, nigdy nie poznam odpowiedzi na tysiące pytań krążących w mojej głowie.
Siedzę w wodzie w ubraniach, krótkich szortach i bluzce bez rękawów. Drżę, chyba ze strachu.
Nic już nie wiem, Tom.

Uratuj mnie.


~*~
Tak tego.
Udało mi się zapomnieć o tym opowiadaniu i kompletnie rozsypać ale to szczegół.
Nawet mi się nie chce tego czytać.

piątek, 1 lutego 2013

Rozdział I


Śledzę kalendarz imprez w Pucharze Świata w skokach narciarskich, by wiedzieć, gdzie jesteś, co się z tobą dzieje. Sprawdzam wyniki i cieszę się jak dziecko, gdy widzę twoje nazwisko przy jednym z najlepszych rezultatów. Wiem, kiedy masz wystarczająco dużo czasu, by wpaść na dzień lub dwa do domu, do Baerum. Tak będzie teraz, pewnie niedługo Truls napisze mi wiadomość, że jesteś tutaj, tak blisko, że mogę przyjść, spróbować wszystko wyjaśnić. Po podwójnej wygranej w Wiśle i Zakopanem zdecydowałeś się nie lecieć do Sapporo, chcesz w spokoju potrenować w Norwegii. Ale nie wracasz do Lillehammer, tym razem chcesz skakać na innej skoczni, na Holmenkollbakken. W Oslo. Tak blisko Baerum, tak blisko mnie.
Czekam na ciebie, na jakikolwiek ruch z twojej strony, ale ty milczysz, mimo że od lat nie zmieniłam numeru telefonu. Nie próbujesz się ze mną skontaktować, a ja tęsknię, z każdym dniem coraz bardziej za tobą tęsknię.
Milczysz. Truls napisał mi, że jesteś w domu, robisz sobie trzy dni przerwy od treningów, skoczysz tylko kilka razy na Holmenkollbakken, ale to bardziej z nudów, potem masz jechać do Predazzo, trenować przed mistrzostwami. Trzy dni. Będziesz tuż obok przez siedemdziesiąt dwie godziny, potem znikniesz, jak zwykle, bez słowa, a ja stracę kolejną szansę na odzyskanie mojego najlepszego przyjaciela.
Boję się. Boję się, bo wiem, że tego razu mogę już nie przetrwać. Bo tym razem rany mogą stać się głębsze, niż zwykle, bo linie mogą przeciąć stare blizny, nie nałożyć się na nie. Bo tym razem mogę wreszcie się zabić.

- Przyjdziesz? - pyta Truls półgłosem. Zaciskam palce na telefonie, milcząc przez chwilę. Widzę oczami wyobraźni twojego brata, zerkającego niepewnie na drzwi do twojego pokoju, siedzisz pewnie tam sam, targając swoje jasne, długie włosy, wpatrując się w ekran laptopa. Wiem, że nie rozmawiasz z Terje, masz do niego żal o to, co zrobił, jak skrzywdził nas oboje.
- Nie umiem, Truls - odpowiadam. - Co niby miałabym mu powiedzieć? - pytam. Milczy przez chwilę, słyszę twój głos gdzieś w tle, chyba pytasz, z kim rozmawia twój młodszy brat.
- Prawdę, Ingrid - mówi cicho, ale dobitnie. Kończy połączenie. Mam ogromną ochotę iść do waszego domu, zobaczyć cię, wywołać uśmiech na twojej twarzy, spojrzeć w błyszczące, ciemnoszare, norweskie oczy. Impulsywnie narzucam na siebie kurtkę, wciągam szybko adidasy na nogi i wybiegam z domu. Doskonale znam drogę do ciebie, kroczyłam nią tysiące razy, najpierw do ciebie, potem do Terje, ostatnimi czasy na spotkanie z Trulsem. Ignoruję mijanych ludzi, nie obchodzą mnie, nie oni. Liczysz się ty, z każdym krokiem coraz bliżej.
Dzwonię do drzwi i dopiero teraz ogarnia mnie niepewność i strach. Co mam ci powiedzieć? Jak zmusić do wysłuchania? Odrzucisz mnie, ignorowałeś mnie przez tyle lat, siedem długich lat, dlaczego teraz miałoby się to zmienić?
Otwierasz mi drzwi, a twoje wargi natychmiast rozchylają się w niemym zaskoczeniu. Nie spodziewałeś się, że przyjdę, że w ogóle będę wiedzieć, że jesteś w Baerum. Ale cofasz się o krok, wpuszczając mnie do środka, i po chwili zamykasz za mną drzwi. Stoję bezradnie tuż obok ciebie, nagle boję się zdjąć kurtkę, bo przecież mam na sobie tylko bluzkę z krótkim rękawem, a przedramiona pokryte bliznami i świeżymi ranami.
- Kiedyś byliśmy sobie bliscy, pamiętasz? - szepczę nagle. W milczeniu kiwasz głową i wyciągasz dłonie po moją kurtkę. Zdejmuję ją w końcu, drżę ze strachu. Wpatrujesz się w moje przedramiona, ale w twoim wzroku nie ma obrzydzenia, którego się spodziewałam. Jest strach, jest ból, ale nie ma śladu obrzydzenia czy złości.
- Chodź do mojego pokoju - proponujesz, a ja oddycham z ulgą, choć na chwilę. Porozmawiamy.
Dajesz nam szansę. Przedłużasz moje życie.

Siadasz na kanapie w swoim pokoju i patrzysz na mnie wyczekująco. Zza zamkniętych drzwi dochodzą dźwięki rozmowy Terje i Trulsa. Spuszczam wzrok, przygryzając wargi.
- Wyjaśnisz mi, dlaczego? - pytasz. Ze smutkiem, w twoim głosie jest smutek. Wstajesz, podchodzisz do mnie i chwytasz mnie za nadgarstki. - Dlaczego się kaleczysz, Ingrid?
- Chcę... chcę swoją niewinność z powrotem, Tom - szepczę, jakby bez związku z twoim pytaniem. - Chcę cofnąć czas. Chcę wrócić do tego, co było przed Terje. Zanim wyjechałeś. Zanim mnie zranił. On mnie skrzywdził, Tom... wykorzystał mnie, a potem powiedział mi prosto w oczy, że chciał tylko zranić ciebie. Ja... żałuję, że z nim spałam. To mnie zniszczyło, on mnie zniszczył.
- Ja też cię zniszczyłem - mówisz drżącym głosem. - Powinienem był zostać przy tobie, wspierać cię. Milczałem, przez siedem lat. Schudłaś - zauważasz nagle. Kiwam głową. Nie chcę ci mówić, że potrafię nie jeść praktycznie nic przez kilka dni. Nie chcę cię bardziej ranić.
- Tęskniłam za tobą, Tom.
Uśmiechasz się delikatnie, masz taki ładny, ciepły uśmiech.
- Ja za tobą też tęskniłem, Ingrid, siostrzyczko - odpowiadasz. Atmosfera między nami rozluźnia się nieco, ja też zaczynam się uśmiechać. - Mam ochotę przyłożyć mojemu braciszkowi - stwierdzasz nagle.
- Nie musisz - mówię. - Truls już cię w tym wyręczył.
Pochmurniejesz nagle, odsuwasz się o krok, puszczając moje ręce. Brakuje mi twojego dotyku, ciepła twoich palców wokół moich nadgarstków.
- Truls? - powtarzasz cicho. - Kolejny z braci Hilde, którego zaliczysz? A może już zaliczyłaś, co, Ingrid?
Dlaczego to mówisz, dlaczego znowu mnie tak ranisz, Tom? Dlaczego? Dlaczego?
- Pomógł mi - odpowiadam. - Uratował mnie.
- Jak książę na pieprzonym koniu - prychasz. - Zawsze lubiłaś bajki, Ingrid.
To ty miałeś być moim księciem, Tom, nie twój brat, dlaczego więc zmieniasz się w potwora, w złego smoka, dlaczego mnie ranisz?
- To mój przyjaciel - szepczę, opierając się plecami o drzwi. Brakuje mi sił, brakuje mi tchu, znowu ogarnia mnie strach, a skóra zaczyna swędzieć, jakby błagała o ostrze i krew. Instynktownie przeciągam paznokciami po przedramionach, otwierając kilka z zaschłych ran.
- Też byłem twoim przyjacielem - stwierdzasz zimno. - Terje też. Lubisz naszą rodzinę? Coś mamy w sobie, do czego cię ciągnie?
Czuję pieczenie oczu zwiastujące łzy. Zaciskam powieki, osuwając się na podłogę.
- Przestań, Tom - proszę szeptem. Kucasz przede mną, jakby nagle ogarnęło cię poczucie winy. Niepewnie dotykasz palcami moich splecionych dłoni. Jakby ten dotyk miał mi pomóc. Krew delikatnie sączy się z otwartych na nowo ran, którym nie dałam szansy na zagojenie. Patrzysz z uporem na moje przedramiona, jakbyś oczekiwał, że nowe cięcia powstaną same, że to tak naprawdę nie ja się kaleczę, że nie jestem aż tak zniszczona.
- Ingrid... - szepczesz, bo nie wiesz, co innego możesz powiedzieć. Zabieram dłonie, chcąc uniknąć twojego dotyku. Nadal kucasz tuż przede mną. Jakbyś nie wiedział, co zrobić, co powiedzieć.
- Niepotrzebnie przychodziłam - stwierdzam. Wstajesz, odsuwasz się, powoli kiwasz głową.
- Może niepotrzebnie - mówisz cicho. - Może niepotrzebnie w ogóle się poznaliśmy.
Ranisz mnie, znowu, świadomie, z premedytacją, bo przecież nie możesz żałować wspólnie spędzonych dziecinnych lat. Może łatwiej byłoby wręczyć ci nóż i odsłonić skórę, skoro i tak do tego dojdzie? Skoro i tak zadam sobie nowe rany po twoich słowach, może powinniśmy skrócić ten proces, może tym razem to ty okaleczysz mnie?
- Ja nie żałuję - szepczę, podnosząc się i stając przed tobą. Jesteś wysoki, szczupły, a twoją twarz okalają jasne włosy. Twoje oczy nie błyszczą tak, jak zwykle, przygasły, jakby przygasał też twój wewnętrzny ogień, twoja wola walki. Szkoda, że mój ogień zgasł już dawno, może powalczyłabym za nas oboje.
- Tęsknię za przeszłością, Ingrid - przyznajesz nagle, jakby nieco nieśmiało. - Ale to tyle. Zmieniłaś się.
Życie mnie zmieniło, Tom, ty mnie zmieniłeś, Terje mnie zmienił. Nie miałam na to wpływu.
Odwracam się i w milczeniu wychodzę, czując swędzenie skóry na przedramionach, od rozdrapanych ran i sączącej się krwi. Zamykam za sobą drzwi, odcinając się od ciebie, od zagadkowego wzroku, w którym jest jednocześnie ból, złość i tęsknota, od słów, które ranią i dotyku, za którym tęskniłam.
W korytarzu stoi Truls, jakby na mnie czekał. Przygląda mi się z uwaga, zerka na moje przedramiona, ale nie komentuje.
- I co? - pyta krótko. Wzruszam ramionami.
- To nie ma sensu, Truls - odpowiadam. Nie mam ochoty mu wszystkiego tłumaczyć, to jeszcze za bardzo boli, a ja miałam w życiu już dość bólu. Twój brat chce jeszcze coś powiedzieć, ale ignoruję go, wciągam szybko buty na stopy i wybiegam z waszego domu, chwytając w locie kurtkę.
Na dworze jest zimno, ramiona pokrywają mi się gęsią skórką, ale nie przejmuję się tym. Idę w dobrze znane nam obojgu miejsce, na te przeklęte, ukochane huśtawki. To miejsce budzi tysiące wspomnień, tych bolesnych i tych szczęśliwych. Siadam na jednej z huśtawek, tej samej, na której przesiadywałam jako dziecko. To się wydaje niemal nierealne, że po tylu latach, po tym wszystkim, co się wydarzyło, to miejsce, mały plac zabaw, jest dokładnie taki sam, jak dawniej. Drżę pod kurtką, pod cienką warstwą ubrań, bardziej z bólu niż z zimna. Chciałabym, żebyś nagle się tu zjawił, ale jednocześnie modlę się, by nigdy więcej cię już nie zobaczyć.
Każdy upadek, stłuczone lustro, talerz, który wyślizgnął się z rąk i rozbił na podłodze, uderzenie w membranę bębna, to wszystko powoduje dźwięk. Głośny, natarczywy, często nieprzyjemny. Ale kiedy pęka serce, krzyczy tylko twoje wnętrze. I nikt tego nie słyszy, tylko ty sam, a ten wewnętrzny krzyk jest tak głośny, że oddałbyś wszystko za ciszę. I starasz się to zagłuszyć, adrenaliną, fizycznym bólem, na milion różnych sposobów, bo tak bardzo marzysz o tej ciszy.
Huśtawki skrzypią cicho. Stoję naprzeciwko tej, na której zawsze siadałeś ty, popycham ją gwałtownie, wykonuje taniec w powietrzu, na moment zawisa, lekko przekręcona. Nie wiem, czemu zaczyna przypominać mi sznur z zawiązaną na nim pętlą.
- Wybiegłaś tak nagle - słyszę lekko ironiczny głos za plecami. Odwracam się gwałtownie, by spojrzeć w chłodne, szare oczy Terje. Uśmiecha się delikatnie, ale w tym jego uśmiechu nie ma tego ciepła, które zawsze widziałam u ciebie. Jest zimna kalkulacja i jakieś zagadkowe dla mnie zło.
- Nie twoja sprawa - mówię cicho, odwracając wzrok. Nie chcę patrzeć na twojego brata, nie chcę musieć oglądać jego rozbawionej twarzy, słyszeć głosu, który tak mnie kiedyś zranił.
Przecież był czas, kiedy kochałam Terje Hilde.
- Tom był niemiły dla małej, biednej Ingrid? - pyta sarkastycznie. Zaciskam dłonie w pięści, wpatrując się w kiwającą się miarowo huśtawkę. - Tom powiedział prawdę? A może Truls też się wreszcie na tobie poznał, co? Myślisz, że nigdy nie widziałem tych twoich blizn na rękach? Jesteś idiotką. Brzydzę się tobą. Szukasz uwagi, współczucia, ale wszyscy znają cię na tyle dobrze, by cię ignorować, Ingrid, Tom też się na tobie poznał. Niedługo wszyscy będą wiedzieć, jaka jest Ingrid Aas, wszyscy.
Drżę coraz mocniej, boję się spojrzeć na twojego brata, boję się pokazać mu, że mam w oczach łzy. Słyszę oddalające się kroki, Terje odchodzi, dumny z tego, co właśnie powiedział.
Chciałabym, żebyś tu teraz przyszedł. Nic nie mówił. Tylko mnie przytulił, w ciszy, jak za dawnych, dobrych lat. Ale nikt nie nadchodzi, nikt się nie zbliża, nikt mi nie pomoże. Ty na pewno mi nie pomożesz Tom. Przecież zmieniłam się na tyle, że już mnie nie poznajesz. Już nie poznaję samej siebie.


~*~
Także tego.
Przeraża mnie to momentami.