poniedziałek, 18 lutego 2013

Rozdział II


Nie chcę wracać do pustego, cichego, zbyt dużego domu. Bezcelowo włóczę się po ulicach Baerum, przed oczami mam twoją zawiedzioną twarz, a w uszach brzmią mi ostre słowa Terje. Podejrzanie zbliżam się do twojego domu, ale wypieram tę myśl z głowy, przecież wcale cię nie szukam, nie potrzebuję twojego towarzystwa.
Potrzebuję  c i e b i e.
W nocy nie byłam w stanie zasnąć. Cały czas widziałam twoje smutne oczy, żal, rozczarowanie, wściekłość skierowaną przeciw mnie. Światło ulicznej latarni przesiąkało przez firanki, rzucając drżące cienie na ścianę. Wpatrywałam się w nie pustym wzrokiem, nie mogąc zasnąć, nawet na minutę.
Coraz bardziej brakuje mi ciebie, Tom.
Powoli i sukcesywnie umieram, kiedy ciebie nie ma w pobliżu. Ta wczorajsza rozmowa uświadomiła mi to, co w jakiś sposób bałam się zaakceptować. Kocham cię, wbrew sobie pokochałam cię przez te lata, kiedy cię tu nie było, odkąd wyjechałeś, z każdym dniem tęskniłam za tobą coraz mocniej. Z każdym dniem coraz mocniej cię kochałam, Tom, aż do dziś, dziś kocham cię najmocniej w moim życiu.
Najmocniej, bo wiem, że już nie wrócisz, nie odzyskam twojego zaufania, nie odzyskam ciebie. A wiem też, że bez ciebie nie przeżyję.
Wyjedziesz jutro z Baerum, wrócisz do swojego Lillehammer, które teraz jest twoim domem. I nigdy więcej cię nie zobaczę. Nigdy więcej nie spojrzę w wesołe, szaroniebieskie oczy swojego najlepszego przyjaciela. I wiem, że będę tęsknić, już za tobą tęsknię, Tom, a przecież jesteś jeszcze niemalże na wyciągnięcie ręki. A mimo wszystko tak daleko, dalej niż kiedykolwiek.
Nagle zdaję sobie sprawę, że trzymam dłoń na ustach, że często to robię. Zatykam usta, wbijam paznokcie w policzki, byle powstrzymać wyrywający się z piersi krzyk, jęk bólu, błaganie, byś wrócił, byś został na zawsze. Powstrzymuję się przed okazywaniem emocji, zatrzymuję w sobie ból, wyładowując go w ciszy pustego domu, raniąc się, kalecząc, wpatrując się w krew na swojej skórze.
Wiesz, że to uspokaja? Wycisza? Każda rana, każda sekunda bólu, czerwone ślady krwi na twojej skórze. To w jakiś pokręcony, popieprzony sposób naprawdę pomaga. Przez chwilę.
Potem jest tylko gorzej, potem nagle orientujesz się, że siedzisz w wannie pełnej zimnej wody, siedzisz tak od kilku godzin, twoje uda, brzuch, ręce, są całe zakrwawione, pokryte nowymi ranami, orientujesz się, że jesteś gotowy się zabić, że już nic cię tu nie trzyma, bo jesteś tak bardzo zniszczony.
Słyszę za plecami szybkie kroki, czyjś spłycony oddech. Zatrzymuję się, chcę wierzyć, że to ty, że mnie szukałeś, że mi wybaczysz, że poprosisz o wybaczenie.
- Ingrid...
Zamykam oczy i przygryzam dolną wargę. To nie ty. Zawód i ból palą mnie od wewnątrz, ale przecież nic nie mogę z tym zrobić, nie na środku ulicy.
- Truls - odpowiadam cicho. Twój brat delikatnie kładzie mi rękę na ramieniu. Nie poruszam się, stoję z zamkniętymi oczami, z zagryzionymi wargami, czekam, aż to wszystko się skończy, czekam już chyba tylko na cud.
- Ingrid, on też cierpi - mówi twój brat. Odsuwam się od niego o krok, patrząc mu wyzywająco w szare, skandynawskie oczy. - On też za tobą tęskni.
- Zmieniłam się, Truls - szepczę. - Tom to wie, widzi to. I... on mógłby być przyjacielem dawnej Ingrid, nie obecnej. A dawna Ingrid już nie żyje.
Twój brat patrzy na mnie z troską, ale staram się to ignorować. Nie chcę, by się o mnie martwił. Nie chcę, by ktokolwiek przeze mnie cierpiał, nie zasługuję na to, nie jestem wystarczającym powodem.
Ja też chciałabym wrócić do przeszłości, Tom. Ale to niemożliwe. Żałuję, tak bardzo żałuję, że to niemożliwe.
- Dawna Ingrid jest gdzieś w tobie - odzywa się po chwili milczenia Truls. - Ona nie umarła, zagłuszył ją twój ból, ale ta dawna Ingrid, którą pokochał Tom, dalej gdzieś tam jest.
Ingrid, którą pokochał Tom.
Ingrid Aas, którą pokochał Tom Hilde.
Ja, którą pokochałeś ty.
- Tom mnie nigdy nie kochał - szepczę, ale to bez sensu, bo to do mnie wreszcie dociera, cała prawda, wszystko nareszcie ma sens.
Kochałeś mnie, dlatego się mną opiekowałeś, dlatego byłeś tak wściekły, kiedy zaczęłam spotykać się z Terje, dlatego wczoraj wściekłeś się na wspomnienie Trulsa, kiedy przez moment widziałeś we mnie swoją dawną Ingrid.
Kochałeś mnie, kiedy jeszcze byłam sobą.
- Wiesz, że to nieprawda.
Truls uśmiecha się lekko, jakby próbował dodać mi otuchy. Nabieram głęboko do płuc mroźnego, norweskiego powietrza, zbawczy tlen wypełnia każdą komórkę mojego ciała, ale nie przynosi ulgi. Oddychanie nie jest moim priorytetem, już nie.
- On mnie nie kocha, nie kocha tego, czym się stałam - mówię zimno, zdejmując z siebie kurtkę. Wyciągam ręce w stronę Trulsa, przedramiona pokryte wąskimi, równoległymi cięciami. - Nie kocha tego. Nikt tego nigdy nie pokocha, Truls. Nikt. Nigdy.
- Mylisz się - szepcze najmłodszy Hilde. Odsuwam się od niego na krok, przerażona nagłą myślą w mojej głowie, bo może on mnie pokochał, a mnie przecież nie powinno się kochać.
- Truls...
- Jesteś dla mnie jak siostra, Ingrid - mówi. - Chcę, żebyś była szczęśliwa. I chcę, żeby Tom był szczęśliwy. A wasze szczęście jest teraz tylko w waszych rękach. Nikt za was nie zrobi pierwszego kroku, nikt wam nie poda niczego na tacy, Ingrid. Musicie o wszystko zawalczyć sami.
Zagryzam wargi. Boję się walczyć, boję się przegranej, upadku, bólu i rozczarowania. Boję się wszystkiego, nawet strachu.
Zamknięcie się w domu jest łatwiejsze. Nie jest dobrym wyjściem, nie jest właściwą rzeczą, ale jest łatwiejsze i boli tylko fizycznie. Do tęsknoty jestem przyzwyczajona, kolejne odrzucenie zraniłoby mnie zbyt mocno.
Chociaż może nie zraniłoby mnie w ogóle, może jestem już odporna na ból, może po prostu było już tego wszystkiego za dużo.
- Muszę... muszę pomyśleć, Truls - mówię w końcu, niepewnie, zerkając na twojego brata. Kiwa głową ze zrozumieniem.
- On jutro wyjeżdża, Ingrid - przypomina mi. - Masz mało czasu.
Przecież o tym doskonale wiem.
Tik tok, czas ucieka, ty wymykasz mi się z rąk, a ja tak strasznie się boję.

Stoję pod twoim domem, z kapturem naciągniętym na głowę. W dłoni ściskam telefon komórkowy, jak tchórz, boję się wejść i stanąć z tobą oko w oko. Nie zmieniłeś numeru przez te wszystkie lata, Tom, jakbyś czekał na wiadomość ode mnie. A może po prostu wiedziałeś, że i tak się nie odezwę.
Powoli naciskam klawisze, odwlekając moment wykonania połączenia. Każda komórka mojego ciała drży ze strachu, mięśnie napinają się, przygotowując organizm do ucieczki. Dzwonię, wpatrując się w okno twojego pokoju.
Długie dźwięki oczekiwania, sygnał po sygnale. Drżą mi dłonie.
- Tom Hilde - rzucasz do słuchawki. Musiałeś usunąć mój numer, nie wiesz, kto dzwoni. Jeszcze nie wiesz.
- Tom... - szepczę, nie wiedząc, co powiedzieć, jak zacząć.
Milczysz przez chwilę.
- Ingrid. - Twój głos jest chłodny i spokojny. - Coś się stało?
- Wróć do mnie, Tom - proszę. - Bądź moim przyjacielem. Pomóż mi. Potrzebuję cię, potrzebuję twojej pomocy.
- Nie umiem ci pomóc, Ingrid - mówisz cicho. - Nie znam cię. Już nie.
Kończysz połączenie.
To koniec, Tom, t o  k o n i e c.

Huśtawki skrzypią cicho, jak za czasów dzieciństwa. Odpycham się nogami od ziemi, wiatr rozwiewa mi włosy, tak jak wtedy, kiedy byliśmy jeszcze przyjaciółmi. Robi się coraz zimniej, zapada zmrok. Chcę zaczekać tu do północy, wyjeżdżasz jutro rano, a ja liczę na to, że przed opuszczeniem Baerum zechcesz jeszcze odwiedzić to miejsce, gdzie pozostawiliśmy tyle wspomnień, cząstki samych siebie.
Cisza dzwoni mi w uszach, jednostajne skrzypienie huśtawki potęguje odczucie tej ciszy. Oczekuję dźwięku twoich kroków, ale nikt nie nadchodzi, nikogo tu nie ma, tylko ja i wspomnienia z dzieciństwa.
Jest pusto, pusto, ciemno i cicho. Wiatr szeleści w koronach pobliskich drzew. A mi brakuje tu ciebie. Widzę mglisty obraz twojej dziecięcej sylwetki na huśtawce obok, ale to tylko wspomnienia, ta cząstka ciebie, którą pozostawiłeś tu przez lata. Tęsknisz za dawną Ingrid, ale ty też nie jesteś dawnym Tomem. Oboje się zmieniliśmy. Dorośliśmy, posmakowaliśmy bólu, tęsknoty, fizycznych ran. Takie rzeczy zmieniają ludzi. Tego nie da się cofnąć, nie da się odkręcić wszystkiego, przez co przeszliśmy. Trzeba po prostu nauczyć się z tym żyć.
Żyć, a może umrzeć. Umrzeć jest łatwo, o wiele łatwiej, jeśli wiesz, że nikogo tym nie zranisz. Jeśli nie masz już po co żyć. Jeśli życie boli tak mocno, że nie potrafisz już funkcjonować.
Czasami śmierć to jedyne wyjście, Tom.
Czasami inaczej po prostu się nie da.
Wybija północ, wyczekiwana północ. Dzień twojego wyjazdu. Powoli wracam do domu, spokojnym krokiem, z lekkim uśmiechem na twarzy. Jest cicho, wiatr ustał, miasto wygląda na wymarłe. Jest piękne nocą, Baerum jest takie piękne, dlaczego wybrałeś Lillehammer?
Uciekłeś ode mnie. Od uczuć. Od bólu. Rozumiem tę ucieczkę, próby uchronienia się przed ciosami. Ja też uciekam.
Ale moja ucieczka będzie permanentna.

Otwieram drzwi starym kluczem, wchodzę do wielkiego, pustego, przeraźliwie cichego domu. Nie zamykam drzwi na klucz, nie obchodzi mnie, co się stanie.
A może podświadomie liczę, że zechcesz przyjść.
Kieruję swoje kroki na piętro, do pokoju, w którym spędzaliśmy długie godziny na rozmowach o niczym. Jasne ściany, na nich zdjęcia z dzieciństwa, na zdjęciach twoja roześmiana twarz. Nie ma tu Terje, nie ma Trulsa. To pokój pamięci, pokój wspomnień. To pokój, który przypomina mi o tobie, Tom, o dawnych latach, o naszej przyjaźni. O wszystkim, za czym tak bardzo oboje tęsknimy.
Na półce leży żyletka, biorę ją delikatnie do ręki, jakbym się bała, że się skaleczę. Jakbym jeszcze bała się bólu, krwi, ran.
W łazience napełniam wannę wodą. Poruszam się powoli, jakby w zwolnionym tempie, celebrując każdy krok, każdy ruch poprzedzający mój koniec. Szum cieczy zagłusza kiełkujące we mnie wyrzuty sumienia. Zastanawiam się, co zrobi Truls, gdy ktoś wreszcie mnie znajdzie. Co zrobisz ty. Czy Terje będzie żałował tego, co mi kiedyś zrobił.
Nie dowiem się, nigdy nie poznam odpowiedzi na tysiące pytań krążących w mojej głowie.
Siedzę w wodzie w ubraniach, krótkich szortach i bluzce bez rękawów. Drżę, chyba ze strachu.
Nic już nie wiem, Tom.

Uratuj mnie.


~*~
Tak tego.
Udało mi się zapomnieć o tym opowiadaniu i kompletnie rozsypać ale to szczegół.
Nawet mi się nie chce tego czytać.

3 komentarze:

  1. Wspomnienia męczą, niewątpliwie. Wraca się tysiące razy do momentów, w których wcale nie było źle. A przynajmniej nie aż tak. Tylko czy wspominanie musi sprawiać, że przyzwyczajamy się do bólu, czy ból pomaga gdy wracamy do chwil, które nie wrócą, bo zwyczajnie nie mogą? 'Dawna Ingrid nie żyje', tylko jaka była dawna Ingrid? Z dnia na dzień umieramy, z dnia na dzień się zmieniamy, czy więc osoba jaką byłam wczoraj też już nie żyje? I kim jestem teraz jeżeli nie cieniem dnia poprzedniego?
    Tom na pewno chce pomóc. Chce, ale działa wbrew sobie. Dlaczego to robi? Bałam się czytać do końca, boję się czekać na kolejny rozdział, boję się to komentować, może dlatego, że opisywanego faktu nie potrafię skomentować, bo coś nie pozwala mi przechodzić obok takich spraw obojętnie. Tom, uratuj ją.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej.
    Brak mi słów, znowu. Jeśli istnieje takie coś jak 'ideał' to to jest właśnie ideałem opowiadania. Krótkiego, przerażająco smutnego, wzbudzającego megauczucia. Chylę przed tobą czoło, Green po raz nie wiem który. Przechodzisz samą siebie <3
    Po cichutku liczę, że Tom się opamięta, przemyśli sobie wszystko na spokojnie, dojdzie do wniosku, ze może czas zawalczyć, ze uratuje Ingrid. Bo musi ją uratować. Po prostu musi.
    Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  3. O kurczę... poczekaj, muszę wyjść z szoku...
    * kilkadziesiąt minut później*
    TY PISZESZ ZA DOBRZE! Nie mogę, po prostu nie potrafię napisać co czułam czytając ten rozdział. Magia. Po prostu M.A.G.I.A. Miałam ochotę płakać, poważnie. Zacytuję poprzedniczkę: "Przechodzisz samą siebie <3".
    Niech Tom się ogarnie (i Ingrid też) bo to miłość zapisana w niebie. Ale znając Twoje opowiadania to trochę na punkt kulminacyjny poczekamy :)
    Weny, dużo weny życzę! :D
    ~ Fresa

    OdpowiedzUsuń