Nie chcę wracać do pustego, cichego, zbyt dużego domu.
Bezcelowo włóczę się po ulicach Baerum, przed oczami mam twoją zawiedzioną
twarz, a w uszach brzmią mi ostre słowa Terje. Podejrzanie zbliżam się do
twojego domu, ale wypieram tę myśl z głowy, przecież wcale cię nie szukam, nie
potrzebuję twojego towarzystwa.
Potrzebuję c i e b
i e.
W nocy nie byłam w stanie zasnąć. Cały czas widziałam
twoje smutne oczy, żal, rozczarowanie, wściekłość skierowaną przeciw mnie. Światło
ulicznej latarni przesiąkało przez firanki, rzucając drżące cienie na ścianę.
Wpatrywałam się w nie pustym wzrokiem, nie mogąc zasnąć, nawet na minutę.
Coraz bardziej brakuje mi ciebie, Tom.
Powoli i sukcesywnie umieram, kiedy ciebie nie ma w
pobliżu. Ta wczorajsza rozmowa uświadomiła mi to, co w jakiś sposób bałam się zaakceptować.
Kocham cię, wbrew sobie pokochałam cię przez te lata, kiedy cię tu nie było,
odkąd wyjechałeś, z każdym dniem tęskniłam za tobą coraz mocniej. Z każdym
dniem coraz mocniej cię kochałam, Tom, aż do dziś, dziś kocham cię najmocniej w
moim życiu.
Najmocniej, bo wiem, że już nie wrócisz, nie odzyskam
twojego zaufania, nie odzyskam ciebie. A wiem też, że bez ciebie nie przeżyję.
Wyjedziesz jutro z Baerum, wrócisz do swojego
Lillehammer, które teraz jest twoim domem. I nigdy więcej cię nie zobaczę.
Nigdy więcej nie spojrzę w wesołe, szaroniebieskie oczy swojego najlepszego
przyjaciela. I wiem, że będę tęsknić, już za tobą tęsknię, Tom, a przecież
jesteś jeszcze niemalże na wyciągnięcie ręki. A mimo wszystko tak daleko, dalej
niż kiedykolwiek.
Nagle zdaję sobie sprawę, że trzymam dłoń na ustach, że
często to robię. Zatykam usta, wbijam paznokcie w policzki, byle powstrzymać
wyrywający się z piersi krzyk, jęk bólu, błaganie, byś wrócił, byś został na
zawsze. Powstrzymuję się przed okazywaniem emocji, zatrzymuję w sobie ból,
wyładowując go w ciszy pustego domu, raniąc się, kalecząc, wpatrując się w krew
na swojej skórze.
Wiesz, że to uspokaja? Wycisza? Każda rana, każda sekunda
bólu, czerwone ślady krwi na twojej skórze. To w jakiś pokręcony, popieprzony
sposób naprawdę pomaga. Przez chwilę.
Potem jest tylko gorzej, potem nagle orientujesz się, że
siedzisz w wannie pełnej zimnej wody, siedzisz tak od kilku godzin, twoje uda,
brzuch, ręce, są całe zakrwawione, pokryte nowymi ranami, orientujesz się, że
jesteś gotowy się zabić, że już nic cię tu nie trzyma, bo jesteś tak bardzo
zniszczony.
Słyszę za plecami szybkie kroki, czyjś spłycony oddech.
Zatrzymuję się, chcę wierzyć, że to ty, że mnie szukałeś, że mi wybaczysz, że
poprosisz o wybaczenie.
- Ingrid...
Zamykam oczy i przygryzam dolną wargę. To nie ty. Zawód i
ból palą mnie od wewnątrz, ale przecież nic nie mogę z tym zrobić, nie na
środku ulicy.
- Truls - odpowiadam cicho. Twój brat delikatnie kładzie
mi rękę na ramieniu. Nie poruszam się, stoję z zamkniętymi oczami, z
zagryzionymi wargami, czekam, aż to wszystko się skończy, czekam już chyba
tylko na cud.
- Ingrid, on też cierpi - mówi twój brat. Odsuwam się od
niego o krok, patrząc mu wyzywająco w szare, skandynawskie oczy. - On też za
tobą tęskni.
- Zmieniłam się, Truls - szepczę. - Tom to wie, widzi to.
I... on mógłby być przyjacielem dawnej Ingrid, nie obecnej. A dawna Ingrid już
nie żyje.
Twój brat patrzy na mnie z troską, ale staram się to
ignorować. Nie chcę, by się o mnie martwił. Nie chcę, by ktokolwiek przeze mnie
cierpiał, nie zasługuję na to, nie jestem wystarczającym powodem.
Ja też chciałabym wrócić do przeszłości, Tom. Ale to
niemożliwe. Żałuję, tak bardzo żałuję, że to niemożliwe.
- Dawna Ingrid jest gdzieś w tobie - odzywa się po chwili
milczenia Truls. - Ona nie umarła, zagłuszył ją twój ból, ale ta dawna Ingrid,
którą pokochał Tom, dalej gdzieś tam jest.
Ingrid, którą pokochał Tom.
Ingrid Aas, którą pokochał Tom Hilde.
Ja, którą pokochałeś ty.
- Tom mnie nigdy nie kochał - szepczę, ale to bez sensu,
bo to do mnie wreszcie dociera, cała prawda, wszystko nareszcie ma sens.
Kochałeś mnie, dlatego się mną opiekowałeś, dlatego byłeś
tak wściekły, kiedy zaczęłam spotykać się z Terje, dlatego wczoraj wściekłeś
się na wspomnienie Trulsa, kiedy przez moment widziałeś we mnie swoją dawną
Ingrid.
Kochałeś mnie, kiedy jeszcze byłam sobą.
- Wiesz, że to nieprawda.
Truls uśmiecha się lekko, jakby próbował dodać mi otuchy.
Nabieram głęboko do płuc mroźnego, norweskiego powietrza, zbawczy tlen wypełnia
każdą komórkę mojego ciała, ale nie przynosi ulgi. Oddychanie nie jest moim
priorytetem, już nie.
- On mnie nie kocha, nie kocha tego, czym się stałam -
mówię zimno, zdejmując z siebie kurtkę. Wyciągam ręce w stronę Trulsa,
przedramiona pokryte wąskimi, równoległymi cięciami. - Nie kocha tego. Nikt
tego nigdy nie pokocha, Truls. Nikt. Nigdy.
- Mylisz się - szepcze najmłodszy Hilde. Odsuwam się od
niego na krok, przerażona nagłą myślą w mojej głowie, bo może on mnie pokochał,
a mnie przecież nie powinno się kochać.
- Truls...
- Jesteś dla mnie jak siostra, Ingrid - mówi. - Chcę,
żebyś była szczęśliwa. I chcę, żeby Tom był szczęśliwy. A wasze szczęście jest
teraz tylko w waszych rękach. Nikt za was nie zrobi pierwszego kroku, nikt wam
nie poda niczego na tacy, Ingrid. Musicie o wszystko zawalczyć sami.
Zagryzam wargi. Boję się walczyć, boję się przegranej,
upadku, bólu i rozczarowania. Boję się wszystkiego, nawet strachu.
Zamknięcie się w domu jest łatwiejsze. Nie jest dobrym
wyjściem, nie jest właściwą rzeczą, ale jest łatwiejsze i boli tylko fizycznie.
Do tęsknoty jestem przyzwyczajona, kolejne odrzucenie zraniłoby mnie zbyt
mocno.
Chociaż może nie zraniłoby mnie w ogóle, może jestem już
odporna na ból, może po prostu było już tego wszystkiego za dużo.
- Muszę... muszę pomyśleć, Truls - mówię w końcu,
niepewnie, zerkając na twojego brata. Kiwa głową ze zrozumieniem.
- On jutro wyjeżdża, Ingrid - przypomina mi. - Masz mało
czasu.
Przecież o tym doskonale wiem.
Tik tok, czas ucieka, ty wymykasz mi się z rąk, a ja tak
strasznie się boję.
Stoję pod twoim domem, z kapturem naciągniętym na głowę.
W dłoni ściskam telefon komórkowy, jak tchórz, boję się wejść i stanąć z tobą
oko w oko. Nie zmieniłeś numeru przez te wszystkie lata, Tom, jakbyś czekał na
wiadomość ode mnie. A może po prostu wiedziałeś, że i tak się nie odezwę.
Powoli naciskam klawisze, odwlekając moment wykonania
połączenia. Każda komórka mojego ciała drży ze strachu, mięśnie napinają się,
przygotowując organizm do ucieczki. Dzwonię, wpatrując się w okno twojego
pokoju.
Długie dźwięki oczekiwania, sygnał po sygnale. Drżą mi
dłonie.
- Tom Hilde - rzucasz do słuchawki. Musiałeś usunąć mój
numer, nie wiesz, kto dzwoni. Jeszcze nie wiesz.
- Tom... - szepczę, nie wiedząc, co powiedzieć, jak
zacząć.
Milczysz przez chwilę.
- Ingrid. - Twój głos jest chłodny i spokojny. - Coś się
stało?
- Wróć do mnie, Tom - proszę. - Bądź moim przyjacielem.
Pomóż mi. Potrzebuję cię, potrzebuję twojej pomocy.
- Nie umiem ci pomóc, Ingrid - mówisz cicho. - Nie znam
cię. Już nie.
Kończysz połączenie.
To koniec, Tom, t o
k o n i e c.
Huśtawki skrzypią cicho, jak za czasów dzieciństwa.
Odpycham się nogami od ziemi, wiatr rozwiewa mi włosy, tak jak wtedy, kiedy
byliśmy jeszcze przyjaciółmi. Robi się coraz zimniej, zapada zmrok. Chcę
zaczekać tu do północy, wyjeżdżasz jutro rano, a ja liczę na to, że przed
opuszczeniem Baerum zechcesz jeszcze odwiedzić to miejsce, gdzie pozostawiliśmy
tyle wspomnień, cząstki samych siebie.
Cisza dzwoni mi w uszach, jednostajne skrzypienie
huśtawki potęguje odczucie tej ciszy. Oczekuję dźwięku twoich kroków, ale nikt
nie nadchodzi, nikogo tu nie ma, tylko ja i wspomnienia z dzieciństwa.
Jest pusto, pusto, ciemno i cicho. Wiatr szeleści w
koronach pobliskich drzew. A mi brakuje tu ciebie. Widzę mglisty obraz twojej
dziecięcej sylwetki na huśtawce obok, ale to tylko wspomnienia, ta cząstka
ciebie, którą pozostawiłeś tu przez lata. Tęsknisz za dawną Ingrid, ale ty też
nie jesteś dawnym Tomem. Oboje się zmieniliśmy. Dorośliśmy, posmakowaliśmy
bólu, tęsknoty, fizycznych ran. Takie rzeczy zmieniają ludzi. Tego nie da się
cofnąć, nie da się odkręcić wszystkiego, przez co przeszliśmy. Trzeba po prostu
nauczyć się z tym żyć.
Żyć, a może umrzeć. Umrzeć jest łatwo, o wiele łatwiej,
jeśli wiesz, że nikogo tym nie zranisz. Jeśli nie masz już po co żyć. Jeśli
życie boli tak mocno, że nie potrafisz już funkcjonować.
Czasami śmierć to jedyne wyjście, Tom.
Czasami inaczej po prostu się nie da.
Wybija północ, wyczekiwana północ. Dzień twojego wyjazdu.
Powoli wracam do domu, spokojnym krokiem, z lekkim uśmiechem na twarzy. Jest
cicho, wiatr ustał, miasto wygląda na wymarłe. Jest piękne nocą, Baerum jest
takie piękne, dlaczego wybrałeś Lillehammer?
Uciekłeś ode mnie. Od uczuć. Od bólu. Rozumiem tę
ucieczkę, próby uchronienia się przed ciosami. Ja też uciekam.
Ale moja ucieczka będzie permanentna.
Otwieram drzwi starym kluczem, wchodzę do wielkiego,
pustego, przeraźliwie cichego domu. Nie zamykam drzwi na klucz, nie obchodzi
mnie, co się stanie.
A może podświadomie liczę, że zechcesz przyjść.
Kieruję swoje kroki na piętro, do pokoju, w którym
spędzaliśmy długie godziny na rozmowach o niczym. Jasne ściany, na nich zdjęcia
z dzieciństwa, na zdjęciach twoja roześmiana twarz. Nie ma tu Terje, nie ma
Trulsa. To pokój pamięci, pokój wspomnień. To pokój, który przypomina mi o
tobie, Tom, o dawnych latach, o naszej przyjaźni. O wszystkim, za czym tak
bardzo oboje tęsknimy.
Na półce leży żyletka, biorę ją delikatnie do ręki,
jakbym się bała, że się skaleczę. Jakbym jeszcze bała się bólu, krwi, ran.
W łazience napełniam wannę wodą. Poruszam się powoli,
jakby w zwolnionym tempie, celebrując każdy krok, każdy ruch poprzedzający mój
koniec. Szum cieczy zagłusza kiełkujące we mnie wyrzuty sumienia. Zastanawiam
się, co zrobi Truls, gdy ktoś wreszcie mnie znajdzie. Co zrobisz ty. Czy Terje
będzie żałował tego, co mi kiedyś zrobił.
Nie dowiem się, nigdy nie poznam odpowiedzi na tysiące
pytań krążących w mojej głowie.
Siedzę w wodzie w ubraniach, krótkich szortach i bluzce
bez rękawów. Drżę, chyba ze strachu.
Nic już nie wiem, Tom.
Uratuj mnie.
~*~
Tak tego.
Udało mi się zapomnieć o tym opowiadaniu
Nawet mi się nie chce tego czytać.