Śledzę kalendarz imprez w Pucharze Świata w skokach
narciarskich, by wiedzieć, gdzie jesteś, co się z tobą dzieje. Sprawdzam wyniki
i cieszę się jak dziecko, gdy widzę twoje nazwisko przy jednym z najlepszych
rezultatów. Wiem, kiedy masz wystarczająco dużo czasu, by wpaść na dzień lub
dwa do domu, do Baerum. Tak będzie teraz, pewnie niedługo Truls napisze mi
wiadomość, że jesteś tutaj, tak blisko, że mogę przyjść, spróbować wszystko
wyjaśnić. Po podwójnej wygranej w Wiśle i Zakopanem zdecydowałeś się nie lecieć
do Sapporo, chcesz w spokoju potrenować w Norwegii. Ale nie wracasz do
Lillehammer, tym razem chcesz skakać na innej skoczni, na Holmenkollbakken. W
Oslo. Tak blisko Baerum, tak blisko mnie.
Czekam na ciebie, na jakikolwiek ruch z twojej strony, ale
ty milczysz, mimo że od lat nie zmieniłam numeru telefonu. Nie próbujesz się ze
mną skontaktować, a ja tęsknię, z każdym dniem coraz bardziej za tobą tęsknię.
Milczysz. Truls napisał mi, że jesteś w domu, robisz
sobie trzy dni przerwy od treningów, skoczysz tylko kilka razy na
Holmenkollbakken, ale to bardziej z nudów, potem masz jechać do Predazzo,
trenować przed mistrzostwami. Trzy dni. Będziesz tuż obok przez siedemdziesiąt
dwie godziny, potem znikniesz, jak zwykle, bez słowa, a ja stracę kolejną szansę
na odzyskanie mojego najlepszego przyjaciela.
Boję się. Boję się, bo wiem, że tego razu mogę już nie
przetrwać. Bo tym razem rany mogą stać się głębsze, niż zwykle, bo linie mogą
przeciąć stare blizny, nie nałożyć się na nie. Bo tym razem mogę wreszcie się
zabić.
- Przyjdziesz? - pyta Truls półgłosem. Zaciskam palce na
telefonie, milcząc przez chwilę. Widzę oczami wyobraźni twojego brata,
zerkającego niepewnie na drzwi do twojego pokoju, siedzisz pewnie tam sam,
targając swoje jasne, długie włosy, wpatrując się w ekran laptopa. Wiem, że nie
rozmawiasz z Terje, masz do niego żal o to, co zrobił, jak skrzywdził nas
oboje.
- Nie umiem, Truls - odpowiadam. - Co niby miałabym mu
powiedzieć? - pytam. Milczy przez chwilę, słyszę twój głos gdzieś w tle, chyba
pytasz, z kim rozmawia twój młodszy brat.
- Prawdę, Ingrid - mówi cicho, ale dobitnie. Kończy
połączenie. Mam ogromną ochotę iść do waszego domu, zobaczyć cię, wywołać
uśmiech na twojej twarzy, spojrzeć w błyszczące, ciemnoszare, norweskie oczy. Impulsywnie
narzucam na siebie kurtkę, wciągam szybko adidasy na nogi i wybiegam z domu.
Doskonale znam drogę do ciebie, kroczyłam nią tysiące razy, najpierw do ciebie,
potem do Terje, ostatnimi czasy na spotkanie z Trulsem. Ignoruję mijanych
ludzi, nie obchodzą mnie, nie oni. Liczysz się ty, z każdym krokiem coraz
bliżej.
Dzwonię do drzwi i dopiero teraz ogarnia mnie niepewność
i strach. Co mam ci powiedzieć? Jak zmusić do wysłuchania? Odrzucisz mnie,
ignorowałeś mnie przez tyle lat, siedem długich lat, dlaczego teraz miałoby się
to zmienić?
Otwierasz mi drzwi, a twoje wargi natychmiast rozchylają
się w niemym zaskoczeniu. Nie spodziewałeś się, że przyjdę, że w ogóle będę
wiedzieć, że jesteś w Baerum. Ale cofasz się o krok, wpuszczając mnie do
środka, i po chwili zamykasz za mną drzwi. Stoję bezradnie tuż obok ciebie,
nagle boję się zdjąć kurtkę, bo przecież mam na sobie tylko bluzkę z krótkim
rękawem, a przedramiona pokryte bliznami i świeżymi ranami.
- Kiedyś byliśmy sobie bliscy, pamiętasz? - szepczę
nagle. W milczeniu kiwasz głową i wyciągasz dłonie po moją kurtkę. Zdejmuję ją
w końcu, drżę ze strachu. Wpatrujesz się w moje przedramiona, ale w twoim
wzroku nie ma obrzydzenia, którego się spodziewałam. Jest strach, jest ból, ale
nie ma śladu obrzydzenia czy złości.
- Chodź do mojego pokoju - proponujesz, a ja oddycham z
ulgą, choć na chwilę. Porozmawiamy.
Dajesz nam szansę. Przedłużasz moje życie.
Siadasz na kanapie w swoim pokoju i patrzysz na mnie
wyczekująco. Zza zamkniętych drzwi dochodzą dźwięki rozmowy Terje i Trulsa.
Spuszczam wzrok, przygryzając wargi.
- Wyjaśnisz mi, dlaczego? - pytasz. Ze smutkiem, w twoim
głosie jest smutek. Wstajesz, podchodzisz do mnie i chwytasz mnie za
nadgarstki. - Dlaczego się kaleczysz, Ingrid?
- Chcę... chcę swoją niewinność z powrotem, Tom -
szepczę, jakby bez związku z twoim pytaniem. - Chcę cofnąć czas. Chcę wrócić do
tego, co było przed Terje. Zanim wyjechałeś. Zanim mnie zranił. On mnie
skrzywdził, Tom... wykorzystał mnie, a potem powiedział mi prosto w oczy, że
chciał tylko zranić ciebie. Ja... żałuję, że z nim spałam. To mnie zniszczyło,
on mnie zniszczył.
- Ja też cię zniszczyłem - mówisz drżącym głosem. -
Powinienem był zostać przy tobie, wspierać cię. Milczałem, przez siedem lat.
Schudłaś - zauważasz nagle. Kiwam głową. Nie chcę ci mówić, że potrafię nie
jeść praktycznie nic przez kilka dni. Nie chcę cię bardziej ranić.
- Tęskniłam za tobą, Tom.
Uśmiechasz się delikatnie, masz taki ładny, ciepły
uśmiech.
- Ja za tobą też tęskniłem, Ingrid, siostrzyczko -
odpowiadasz. Atmosfera między nami rozluźnia się nieco, ja też zaczynam się
uśmiechać. - Mam ochotę przyłożyć mojemu braciszkowi - stwierdzasz nagle.
- Nie musisz - mówię. - Truls już cię w tym wyręczył.
Pochmurniejesz nagle, odsuwasz się o krok, puszczając
moje ręce. Brakuje mi twojego dotyku, ciepła twoich palców wokół moich
nadgarstków.
- Truls? - powtarzasz cicho. - Kolejny z braci Hilde,
którego zaliczysz? A może już zaliczyłaś, co, Ingrid?
Dlaczego to mówisz, dlaczego znowu mnie tak ranisz, Tom?
Dlaczego? Dlaczego?
- Pomógł mi - odpowiadam. - Uratował mnie.
- Jak książę na pieprzonym koniu - prychasz. - Zawsze
lubiłaś bajki, Ingrid.
To ty miałeś być moim księciem, Tom, nie twój brat,
dlaczego więc zmieniasz się w potwora, w złego smoka, dlaczego mnie ranisz?
- To mój przyjaciel - szepczę, opierając się plecami o
drzwi. Brakuje mi sił, brakuje mi tchu, znowu ogarnia mnie strach, a skóra
zaczyna swędzieć, jakby błagała o ostrze i krew. Instynktownie przeciągam
paznokciami po przedramionach, otwierając kilka z zaschłych ran.
- Też byłem twoim przyjacielem - stwierdzasz zimno. -
Terje też. Lubisz naszą rodzinę? Coś mamy w sobie, do czego cię ciągnie?
Czuję pieczenie oczu zwiastujące łzy. Zaciskam powieki,
osuwając się na podłogę.
- Przestań, Tom - proszę szeptem. Kucasz przede mną,
jakby nagle ogarnęło cię poczucie winy. Niepewnie dotykasz palcami moich
splecionych dłoni. Jakby ten dotyk miał mi pomóc. Krew delikatnie sączy się z
otwartych na nowo ran, którym nie dałam szansy na zagojenie. Patrzysz z uporem
na moje przedramiona, jakbyś oczekiwał, że nowe cięcia powstaną same, że to tak
naprawdę nie ja się kaleczę, że nie jestem aż tak zniszczona.
- Ingrid... - szepczesz, bo nie wiesz, co innego możesz
powiedzieć. Zabieram dłonie, chcąc uniknąć twojego dotyku. Nadal kucasz tuż
przede mną. Jakbyś nie wiedział, co zrobić, co powiedzieć.
- Niepotrzebnie przychodziłam - stwierdzam. Wstajesz,
odsuwasz się, powoli kiwasz głową.
- Może niepotrzebnie - mówisz cicho. - Może niepotrzebnie
w ogóle się poznaliśmy.
Ranisz mnie, znowu, świadomie, z premedytacją, bo
przecież nie możesz żałować wspólnie spędzonych dziecinnych lat. Może łatwiej
byłoby wręczyć ci nóż i odsłonić skórę, skoro i tak do tego dojdzie? Skoro i
tak zadam sobie nowe rany po twoich słowach, może powinniśmy skrócić ten proces,
może tym razem to ty okaleczysz mnie?
- Ja nie żałuję - szepczę, podnosząc się i stając przed
tobą. Jesteś wysoki, szczupły, a twoją twarz okalają jasne włosy. Twoje oczy
nie błyszczą tak, jak zwykle, przygasły, jakby przygasał też twój wewnętrzny ogień,
twoja wola walki. Szkoda, że mój ogień zgasł już dawno, może powalczyłabym za
nas oboje.
- Tęsknię za przeszłością, Ingrid - przyznajesz nagle,
jakby nieco nieśmiało. - Ale to tyle. Zmieniłaś się.
Życie mnie zmieniło, Tom, ty mnie zmieniłeś, Terje mnie
zmienił. Nie miałam na to wpływu.
Odwracam się i w milczeniu wychodzę, czując swędzenie
skóry na przedramionach, od rozdrapanych ran i sączącej się krwi. Zamykam za
sobą drzwi, odcinając się od ciebie, od zagadkowego wzroku, w którym jest
jednocześnie ból, złość i tęsknota, od słów, które ranią i dotyku, za którym
tęskniłam.
W korytarzu stoi Truls, jakby na mnie czekał. Przygląda
mi się z uwaga, zerka na moje przedramiona, ale nie komentuje.
- I co? - pyta krótko. Wzruszam ramionami.
- To nie ma sensu, Truls - odpowiadam. Nie mam ochoty mu
wszystkiego tłumaczyć, to jeszcze za bardzo boli, a ja miałam w życiu już dość
bólu. Twój brat chce jeszcze coś powiedzieć, ale ignoruję go, wciągam szybko
buty na stopy i wybiegam z waszego domu, chwytając w locie kurtkę.
Na dworze jest zimno, ramiona pokrywają mi się gęsią
skórką, ale nie przejmuję się tym. Idę w dobrze znane nam obojgu miejsce, na te
przeklęte, ukochane huśtawki. To miejsce budzi tysiące wspomnień, tych
bolesnych i tych szczęśliwych. Siadam na jednej z huśtawek, tej samej, na
której przesiadywałam jako dziecko. To się wydaje niemal nierealne, że po tylu
latach, po tym wszystkim, co się wydarzyło, to miejsce, mały plac zabaw, jest
dokładnie taki sam, jak dawniej. Drżę pod kurtką, pod cienką warstwą ubrań,
bardziej z bólu niż z zimna. Chciałabym, żebyś nagle się tu zjawił, ale
jednocześnie modlę się, by nigdy więcej cię już nie zobaczyć.
Każdy upadek, stłuczone lustro, talerz, który wyślizgnął
się z rąk i rozbił na podłodze, uderzenie w membranę bębna, to wszystko
powoduje dźwięk. Głośny, natarczywy, często nieprzyjemny. Ale kiedy pęka serce,
krzyczy tylko twoje wnętrze. I nikt tego nie słyszy, tylko ty sam, a ten
wewnętrzny krzyk jest tak głośny, że oddałbyś wszystko za ciszę. I starasz się
to zagłuszyć, adrenaliną, fizycznym bólem, na milion różnych sposobów, bo tak
bardzo marzysz o tej ciszy.
Huśtawki skrzypią cicho. Stoję naprzeciwko tej, na której
zawsze siadałeś ty, popycham ją gwałtownie, wykonuje taniec w powietrzu, na
moment zawisa, lekko przekręcona. Nie wiem, czemu zaczyna przypominać mi sznur
z zawiązaną na nim pętlą.
- Wybiegłaś tak nagle - słyszę lekko ironiczny głos za
plecami. Odwracam się gwałtownie, by spojrzeć w chłodne, szare oczy Terje.
Uśmiecha się delikatnie, ale w tym jego uśmiechu nie ma tego ciepła, które
zawsze widziałam u ciebie. Jest zimna kalkulacja i jakieś zagadkowe dla mnie
zło.
- Nie twoja sprawa - mówię cicho, odwracając wzrok. Nie
chcę patrzeć na twojego brata, nie chcę musieć oglądać jego rozbawionej twarzy,
słyszeć głosu, który tak mnie kiedyś zranił.
Przecież był czas, kiedy kochałam Terje Hilde.
- Tom był niemiły dla małej, biednej Ingrid? - pyta
sarkastycznie. Zaciskam dłonie w pięści, wpatrując się w kiwającą się miarowo
huśtawkę. - Tom powiedział prawdę? A może Truls też się wreszcie na tobie
poznał, co? Myślisz, że nigdy nie widziałem tych twoich blizn na rękach? Jesteś
idiotką. Brzydzę się tobą. Szukasz uwagi, współczucia, ale wszyscy znają cię na
tyle dobrze, by cię ignorować, Ingrid, Tom też się na tobie poznał. Niedługo
wszyscy będą wiedzieć, jaka jest Ingrid Aas, wszyscy.
Drżę coraz mocniej, boję się spojrzeć na twojego brata,
boję się pokazać mu, że mam w oczach łzy. Słyszę oddalające się kroki, Terje
odchodzi, dumny z tego, co właśnie powiedział.
Chciałabym, żebyś tu teraz przyszedł. Nic nie mówił.
Tylko mnie przytulił, w ciszy, jak za dawnych, dobrych lat. Ale nikt nie
nadchodzi, nikt się nie zbliża, nikt mi nie pomoże. Ty na pewno mi nie pomożesz
Tom. Przecież zmieniłam się na tyle, że już mnie nie poznajesz. Już nie poznaję
samej siebie.
~*~
Także tego.
Przeraża mnie to momentami.